Janusz Kulig - sylwetka


Przez wiele autorytetów uważany za najlepszego kierowcę w historii polskich rajdów. Nikt nie ma wątpliwości, że mógł to jeszcze dobitniej udowodnić. Gdyby żył. 

Siedmiolatek za kierownicą

Urodzony 19 października 1969 roku. Czasem sam żartował, że na rajdową karierę był skazany od dzieciństwa. Tuż obok jego rodzinnego domu w podkrakowskim Łapanowie przebiegała co roku trasa Rajdu Krakowskiego. Młody Janusz był zafascynowany motoryzacją, ponoć już po ukończeniu… siódmego roku życia potrafił prowadzi samochód. Jego wychowawczyni w szkole podstawowej wspominała nawet, że w celu zrozumienia zainteresowań chłopca, sama zaprenumerowała fachowe czasopismo „Motor”. Kiedy Kulig, już w przewidzianym ustawowo wieku, zdał egzamin na prawo jazdy, zaczął startować w KJS-ach, dzięki którym zdobył licencję rajdową.


Janusz Kulig w trakcie rajdu (fot. rallyplanet.com).

W poważnym ściganiu debiutował w 1991 roku, za kierownicą poczciwego malucha, na trasie „Kryterium Asów” organizowanego przez Automobil Krakowski. Pierwszym pilotem Kuliga był Dariusz Burkat. Nie minął rok, a Kulig zaczął odnosić pierwsze sukcesy. W 1992 roku, w tym samym fiacie 126p wywalczył drugie miejsce w klasyfikacji A10. Na jednej z imprez, niespełna 23-letni wtedy Janusz poznał gwiazdę tej dyscypliny sportu, Mariana Bublewicza. „Bubel” dogonił jego malucha podczas jednego z dłuższych odcinków, który ten otwierał jako „zerówka”. Kulig na mecie czerwienił się ze wstydu, a słynny Bublewicz jadący Fordem Sierrą Cosworth 4x4 zaskoczył go, mówiąc: „Musieliście się nieźle starać, skoro nie mogłem was dogonić”. Kiedy kariera Janusza nabierała rozpędu, systematycznie „przymierzał” kolejne samochody: Toyotę Corollę w 1993 roku, potem Opla Kadetta, którym sezon 1994 kończył na drugim miejscu w klasie N3, a rok później był już w niej bezkonkurencyjny. Następnie przyszła kolej na A-grupowego Opla Astrę i nowego pilota, Jarosława Barana.

Mistrzostwo po raz pierwszy, drugi i trzeci

Prawdziwy przełom w rajdowych zmaganiach Janusza przypadł na sezon 1997, kiedy to jego talent dostrzegli szefowie teamu Renault Polska i umożliwili mu przesiadkę do modelu Megane Maxi. Kilka miesięcy wcześniej Kulig sprawdził się w nowych barwach prowadząc w kilku imprezach Renault Clio. Umiejętności kierowcy w połączeniu z dobrze przygotowanym autem przynoszą pierwszy w karierze Janusza tytuł mistrza Polski w klasyfikacji generalnej. Rok później był o krok od powtórzenia tego sukcesu, ostatecznie finiszował na drugiej pozycji. Kluczowa dla losów mistrzostwa była awaria Kuliga w Rajdzie Polski. Na osłodę pozostał mu tytuł mistrza Strefy Środkowoeuropejskiej FIA. Na europejskich trasach Janusza kierującego tym razem Toyotą Celicą GT4 pilotował Emil Horniaczek.

Po wycofaniu się Renault z rajdów, załoga Kulig/Baran przesiadła się do nieco wysłużonego Forda Escorta WRC. Co prawda w krajowej rywalizacji znów musiała zadowolić się wicemistrzostwem (za Krzysztofem Hołowczycem; powtórzyła za to tytuł mistrza Strefy Środkowoeuropejskiej FIA), a stara maszyna przyprawiała cały team o palpitacje serca (auto paliło się po wypadku w Rajdzie Polski, zaś w Rajdzie Network Q w Wielkiej Brytanii stanęło w wyniku awarii; wtedy też Kulig miał słynną kraksę na trasie z Colinem McRae), był to wstęp do kolejnego punktu zwrotnego w karierze Janusza. Było nim dołączenie do polskiego teamu Forda, który przygotował dla Kuliga topowy model ze swojej stajni – Focusa WRC. Polski kierowca dostał tę możliwość jako jeden z niewielu na świecie. Początki były trudne (w otwierającym sezon 2000 Rajdzie Zimowym szanse na zwycięstwo pogrzebała awaria skrzyni biegów), ale potem wszyscy kibice rajdów w Polsce przez kilka miesięcy emocjonowali się kapitalną rywalizacją Kuliga z Leszkiem Kuzajem i Krzysztofem Hołowczycem. W Rajdzie Warszawskim lepszy był Janusz, w Krakowskim, niemal pod oknami rodzinnego domu Kuliga, triumfował Kuzaj. Za to w Rajdzie Kormorana, Janusz sprawił niespodziankę, wygrywając z Hołowczycem na jego własnym podwórku. Rok zakończył drugim, w pełni zasłużonym mistrzostwem Polski. Dwanaście miesięcy później powtórzył to osiągnięcie, dokładając do swojej kolekcji jeszcze mistrzostwo Słowacji, wywalczone wspólnie z Horniackiem.  


Janusz Kulig podczas rajdu (fot. rallyplanet.com).

Kariera przerwana przedwcześnie  

W kolejnym sezonie Kulig musiał zmagać się nie tylko z rywalami, ale i skutkami nowego ustawodawstwa, które zakazało reklam papierosów w sporcie. Początkowo zaliczył trzy starty za kierownicą Seata Cordoby WRC, potem wrócił do Focusa, z którym do końca liczył się w walce o mistrzostwo Europy. O tytule zadecydowała ostatnia impreza – Rajd Antibes, który Polak przegrał z Renato Travaglią i świętował „jedynie” tytuł wicemistrzowski. Sezon 2003 Janusz rozpoczął od kolejnego zagranicznego sukcesu – wygrał Rajd Szwecji w klasie samochodów produkcyjnych. Niestety, sędziowie dopatrzyli się nieprawidłowości w jego Mitsubishi Lancerze Evo VI i zamiast nagrody w postaci zwycięstwa, został ukarany dyskwalifikacją. W kolejnych startach udowadnia, że dobra jazda w Skandynawii nie była przypadkiem – zajmuje drugie miejsce w swojej klasie w Rajdzie Meksyku, trzecie w Rajdzie Niemiec i piąte w Rajdzie Korsyki. W Polsce staje na starcie tylko raz, pilotowany przez Macieja Szczepanika, ale z Rajdu Nikon wraca przedwcześnie wskutek awarii. Na przełomie 2003 i 2004 roku, kariera Kuliga miała szansę nie tylko na stabilizację, ale i kolejny krok naprzód. Kierowca sfinalizował kontrakt z Fiatem, miał wrócić na wszystkie polskie rajdy i pojawić się na wybranych eliminacjach mistrzostw Europy. Czekał na niego nowy model Punto Super 1600, w którym miał być faworytem kolejnej edycji mistrzostw Polski.


Janusz Kulig w samochodzie rajdowym (fot. rallyplanet.com).

13 lutego 2004 roku, przejeżdżając przez strzeżony przejazd kolejowy, niedaleko swojej rodzinnej miejscowości, samochód Kuliga został staranowany przez pociąg. Pociąg był spóźniony, szlabany niedopuszczone – Janusz nie miał szans na przeżycie. Rajdowy świat był w szoku, tym bardziej, że jak podkreślał sam zawodnik, poza rajdami zawsze jeździł ostrożnie i spokojnie. „Czasami nawet na mnie trąbią, tak wolno jeżdżę” – żartował w ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił przed śmiercią. W przyszkolnym miasteczku ruchu drogowego w rodzinnym Łapanowie pokazywał dzieciom, jak bezpiecznie poruszać się autem i przechodzić przez jezdnię. Niektórzy do dziś, z niedowierzaniem powtarzają, że gdyby raz nie był taki akuratny i przez przejazd przejechał bez hamowania, zdążyłby przed pociągiem. Ku czci kierowcy, powstało Stowarzyszenie Pamięci Janusza Kuliga. W dolnośląskiej miejscowości Walim jest ulica jego imienia, a w Łapanowie Janusz jest patronem szkoły, do której uczęszczał i w której marzył o karierze rajdowca.  

Po tragicznej śmierci Janusza, Tomasz Czopik, inny czołowy kierowca rajdowy naszych czasów, stwierdził, że „wszyscy dotąd uważali Kuliga za wielkiego szczęściarza”. Ale nie tylko ze względu na szczęście, „Janusz Kulig był najlepszym kierowcą rajdowym w Polsce”, jak dodał Czopik. Miał tylko 35 lat.

hd-wideo

See video